Mieszkańcy Wysp nadal obawiają się, że władze zaserwują im powtórkę z zeszłego roku i niespodziewany lockdown. Do całej sprawy odniósł się Boris Johnson.
W 2020 roku Boris Johnson zdecydował o wprowadzeniu surowego lockdownu na Wyspach na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia. To sprawiło, że tysiące Polaków utknęło w UK bez możliwości wylotu do rodziny czy znajomych.
Nadal nie wiadomo, czy nie czeka nas powtórka „z rozrywki”. Władze nie chcą jasno zadeklarować, że zamknięcia kraju i granic w grudniu nie będzie. Do całej sprawy odniósł się Boris Johnson i chciał chyba uspokoić mieszkańców. Czy mu to wyszło?
Cytowany przez The Sun szef rządu powiedział, że „nadal nie ma żądnej przesłanki, która wskazywałaby, że w czasie Świąt trzeba będzie wprowadzić lockdown”. Jednocześnie premier dodał: „możemy temu zagrozić chyba tylko szalejąca pandemia w całej Europie i zagrożenie, że szczyt zakażeń przeniesie się ze wschodu do nas”. Czyli jak zwykle – bądźcie spokojni, ale…
Dodatkowo emocje podgrzał Oliver Dowden z Partii Konserwatywnej. – Nie uważam, aby trzeba było teraz wprowadzać surowsze restrykcje. Ale wszystko zależy od samych mieszkańców, jeśli będą przestrzegać obecnych zasad i chętnie przyjmą trzecią dawkę szczepionki, to jesteśmy na dobrej drodze do wyjścia z pandemii – mówi polityk.
Znowu mamy więc do czynienia z sytuacją, w której władze zapewniają nas, że nic złego się nie stanie, ale dają sobie furtkę – i to z przygotowanym gruntem pod zrzucenie winy za nową rzeczywistość na mieszkańców: bo nie szczepią się, bo nie przestrzegają zasad, itd.
Na ten moment są tylko jedne dane, co do których można nie mieć wątpliwości, a wiemy, że są dla rządu i ministra zdrowia kluczowe. To współczynnik przyjęć do szpitali na poziomie dziennym, który w praktyce wyznacza obłożenie NHS. Od 27 października systematycznie spada i obecnie wynosi ok. 900 osób dziennie, a więc kilkanaście procent poniżej wyznaczonego przez Javida, alarmującego poziomu.
You must be logged in to post a comment Login