Mamy bardzo niepokojące informacje dotyczące strajku generalnego pielęgniarek, który sparaliżuje pracę przychodni i szpitali. Zdaje się, że sprawa jest przesądzona…
Kilka dni temu pisaliśmy dla Was o możliwym strajku, który szykują pielęgniarki. Ma być generalny i obejmujący cały kraj.
Po raz pierwszy w historii od pracy mają odejść pielęgniarki! I nie będzie to strajk na kilka godzin czy kilka dni i tylko w niektórych przychodniach.
Ich związek zawodowy zgromadził na tę okoliczność… 50 milionów dolarów! To na pokrycie ich pensji i kar za niewykonywanie obowiązków.
Trwa głosowanie, czy strajk rozpocząć, czy nie. Zdaje się jednak, że decyzja już zapadła. A w jej podjęciu pomogła… minister zdrowia!
Therese Coffey, zamiast szukać nici porozumienia, otwarcie powiedziała, że pielęgniarki nie otrzymają innej propozycji podwyżki niż 4 procent. To wartość, którą zaproponował jeszcze poprzedni rząd Borisa Johnsona.
Tymczasem pielęgniarki chcą znacznie więcej. Ich oczekiwania to podwyżki rzędu 5% powyżej poziomu inflacji. Obecnie byłoby to więc blisko 14 procent.
Widać więc, że do porozumienia bardzo, bardzo daleko. Co to dla nas oznacza?
W skrócie – gdy strajk się rozpocznie, lepiej nie chorować… Sparaliżowane będą nie tylko przychodnie, ale i szpitale.
Pielęgniarki nie żartują – zostawią pacjentów samych sobie, a nowi będą przyjmowani tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia. Czy potrzeba aż tak gwałtownych działań, aby rząd rozpoczął w końcu dialog z tą grupą zawodową? Być może będziemy musieli przekonać się na własnej skórze…