Decyzje nowej pani premier dotykają wszystkich mieszkańców. Niebawem zapłacimy o 500 funtów więcej co miesiąc! To nie żart, tylko wyliczenia analityków!
We wrześniu premier Liz Truss ogłosiła tzw. mini-budżet. Wraz z Kwasim Kwartengiem podjęto kilka decyzji, głównie dotykających podatków, które mają w zamyśle ulżyć mieszkańcom w czasach kryzysu.
Problem w tym, że wspomniany mini-budżet zakłada dodatkowe wydatki w kwocie 45 miliardów funtów. A takich funduszy nie ma zaplanowanych w głównym budżecie.
Rząd będzie się więc musiał zapożyczyć, aby swój plan zrealizować. Na taką informację zareagowały wszystkie rynki, a funt stracił na wartości.
Z kolei Bank of England będzie musiał podnosić bazowe stopy procentowe. W tym roku zrobiono to już parokrotnie, ale spodziewane są jeszcze wyższe i bardziej radykalne podwyżki. Możliwe, że dobijemy do poziomu, którego w historii UK jeszcze nie było.
Z tego powodu w nocy nie mogą spać właściciele domów. Każda podwyżka stóp procentowych oznacza dla nich wyższą ratę kredytu na dom.
W uprzywilejowanej pozycji są jedynie ci, którzy mają jeszcze tzw. fixed-term mortgage, czyli zagwarantowany w umowie okres, w czasie którego płacą stałą ratę kredytu bez względu na ruchy na rynku.
Jeśli jednak właśnie kończy ci się taki okres „zablokowanej kwoty”, to trzymaj się mocno – nowe oferty na 2 czy 5 lat zakładają średnie podwyżki rat o blisko 500 funtów miesięcznie!
Prosty przykład. Jeśli wziąłeś kredyt na dom na 20 lat w wysokości 200 tysięcy funtów w grudniu 2021, to średnia rata wynosiła wtedy ok. 850 funtów. Oprocentowanie wahało się bowiem na poziomie 2,2-2,5%.
Teraz średnie oprocentowanie wynosi już ponad 6% – to dane z 5 października. Ci, którzy chcą teraz wziąć identyczny kredyt będą co miesiąc płacić blisko 1300 funtów!
W znacznie gorszej sytuacji są mieszkańcy Londynu, bowiem zakup nieruchomości w stolicy wiąże się ze znacznie wyższym kredytem. Po zmianach stóp procentowych, kredytobiorcy zapłacą co miesiąc raty wyższe o od 650 do nawet 930 funtów!
– Liz Truss podjęła decyzję zupełnie odwrotną do tej, którą należało podjąć, aby wyprowadzić kraj z kryzysu i myśleć o rozwoju. Ta premier nie jest anty-rozwojowa, ona ten rozwój na lata totalnie zniszczyła – grzmi Keir Starmer, lider Partii Pracy.
Kto ma rację? Przekonamy się dopiero za kilka lat…