Liz Truss walczy o przetrwanie na stanowisku premiera, jednak zdaje się, że dni jej politycznego życia są policzone. Wymyślono dla niej nawet specyficzną ksywkę…
Truss może się okazać najgorszym premierem w historii Wielkiej Brytanii. Rządy rozpoczęła od smutnego okresu żałoby, kiedy kraj płakał po śmierci Elżbiety II.
Ale może się okazać, że tych kilkanaście dni to najjaśniejszy moment jej „panowania”. Gdy tylko zaczęła wdrażać w życie swoje polityczne obietnice, gospodarka – już i tak w marnym stanie – jeszcze bardziej się zachwiała.
Na ten moment mamy niestabilnego funta, mało atrakcyjną dla inwestora giełdę, wycofywanie się z obietnic wyborczych i cofanie programów pomocowych, a do tego doszła jeszcze rewolta w partii.
Już trzech posłów otwarcie powiedziało, że Truss musi ustąpić. A kolejni mówią tak nieoficjalnie w kuluarach.
Czy mogło być gorzej? Pewnie tak, ale może lepiej żeby nowa premier nie zaskakiwała już nas więcej.
Co najciekawsze, jej pierwszą ofiarą stał się Kanclerz Skarbu. Kwasi Kwarteng został odwołany ze stanowiska po 38 dniach.
Za co? Tego nie wiadomo – wprowadzał jedynie w życie pomysły Liz Truss, o których ta mówiła głośno w lipcu i sierpniu. I przecież dlatego wygrała wybory – bo obiecywała, że jej plan się uda.
Teraz na stanowisku ministra finansów jest doświadczony polityk Jeremy Hunt. I zaczyna „urzędowanie” od… zapewnienia, że to nadal Liz Truss rządzi.
Pojawiły się bowiem głosy, że pani polityk straciła nad wszystkim kontrole. Wymyślono dla niej nawet ksywkę – PINO.
Jak ją rozszyfrować? Prime minister in name only – czyli premier tylko z nazwy… Oj, źle się dzieje w UK i zdaje się, że odraczanie egzekucji to droga donikąd – potrzebny jest nam nowy lider!