Do niewyobrażalnej tragedii doszło w piątek na jednej stacji paliw w miejscowości Dunegal. 10 nie żyje, 8 jest w szpitalu i nadal nie do końca wiadomo, jak doszło do tragedii.
To było zwyczajne, piątkowe popołudnie w irlandzkiej miejscowości Dunegal. To w zasadzie wieś, w której mieszkańcy są ze sobą bardzo zżyci.
Funkcjonowała tam jedna stacja paliw – AppleGreen. Oprócz możliwości zatankowania paliwa mieszkańcy mogli tam zrobić zakupy w dużym sklepie i nadać list – mieściła się tam bowiem także poczta.
Z zupełnie niewiadomego powodu, 7 października doszło tam do wybuchu. Nic nie wskazywało na to, że może stać się coś złego – klienci po prostu korzystali z dystrybutorów, na miejscu nie było też cysterny uzupełniającej paliwo.
Mija kilka dni od tragedii, a Garda (irlandzka policja) ani straż pożarna nie są w stanie wyjaśnić, co się stało. Wstępnie wykluczono atak terrorystyczny, a funkcjonariusze skłaniają się do nieszczęśliwego wypadku.
Po wybuchu budynek stacji został objęty potężnym pożarem, a w akcji ratunkowej brały udział nawet helikoptery. Niestety, bilans tych wydarzeń jest tragiczny.
Zmarło 10 osób, w tym małe dzieci. Media podały ich dokładne dane – wśród ofiar są 5-letnia Shauna Flanagan Garwe i jej ojciec Robert, Catherine O’Donnell i jej 13-letni syn James Monaghan, 14-letnia Leona Harper, Jessica Gallagher, James O’Flaherty, Martin McGill, Martina Martin oraz Hugh Kelly – najstarszy z ofiar, 59-latek.
Mieszkańcy Dunegal nie mogą uwierzyć w to, co się stało. – Wszyscy się tu lubimy, każda z ofiar była zaangażowana w życie lokalnej społeczności, będziemy ich opłakiwać przez wiele tygodni – mówią.
Rodzinom i bliskim ofiar składamy kondolencje i liczymy na szybkie wyjaśnienie przyczyn ogromnej tragedii.